Anna Jarocka z Kasprowiczów opowiada o losach swojej siostry Janki z Kasprowiczów Małaczyńskiej:
"W 1940 roku 13 kwietnia, o drugiej w nocy, Janka otworzyła drzwi stukającemu żołnierzowi sowieckiemu, który oznajmił z miejsca: wy nie macie prawa tu mieszkać, zbierajcie się do drogi! Gdy Janka osłupiała z przerażenia nie wiedziała co może zabrać dla siebie i dzieci - Jasia i Ewy, sowiet zachęca: bierz wszystko ci się przyda.
Na wychodnym Jaś przytomnie zawołał: „Mamo ! a skrzynki z pamiątkami"! Były tam listy Ojca do naszej Matki, fotografie, dokumenty. Dzięki Jasiowi przetrwały te skrzynki z małymi stratami całą tułaczkę i dotarły po wojnie przez Londyn do kraju.
Gdy Janka z Jasiem i Ewą wyszli z mieszkania, do którego nigdy już nie miały wrócić, już na ulicy św Zofii przy wsiadaniu do ciężarówki zobaczyli, żegnających ich z okna kamienicy z naprzeciwka rodziców kolegi Jasia, bardzo życzliwych Żydów, którzy żegnali odjeżdżających .... znakiem krzyża! I tak Janka z dziećmi wyjeżdżała ze swego mieszkania, ze swojej ulicy i ze Lwowa, do których już nie miała wrócić.
Na dworcu Głównym wsadzono ich do towarowych wagonów, przeznaczonych do transportu zesłańców, wśród których znalazła, Janka znajomych. Podróż trwała 19 dni i jak się okazało celem był Kazachstan. Gdy przybyli na miejsce osiedlenia "Żana Semej" koło Semipałatyńska, tamtejsi ludzie, gdy zobaczyli wynędzniałe po podróży, w opłakanych warunkach przeważnie kobiety i dzieci, zapytali „ a gdzie raboczyje?” O jakie 300-400 km dalej, jak się okazało, przebywały z grona lwowskich przyjaciół Janina Kiljanowa z synem Adamem i w innym miejscu p. Stasia Duczymińska dr ginekolog. Jedna miała paść byki, a druga po "specjalności" sporządzała z krowiego łajna materiał do palenia. Mężowie tych pań podzielili los Zdzisława. Nie wiadomo gdzie i w jaki sposób zakończyli życie w daleki stronach Rosji.
W czasie pobytu w Żana Semej Janka z Ewą były wywiezione na zsyłkę karną nad Irtysz do wydobywania alabastru, za karę, że Janka raz nie poszła do pracy przy cegłach z powodu bolesnego karbunkułu na nodze.
Na zsyłce mieszkały w ziemiance z niezamykającymi się, prymitywnymi drzwiami z desek. Jakoś przeżyły te parę tygodni, wspomagane żywnością przez niedaleko mieszkających paru zesłańców Hucułów w zamian za rzeczy, które Janka na wszelki wypadek zabrała ze sobą na tę zsyłkę. Za staraniem Jasia, który dojeżdżał czasem do nich, przekonywał władze w Żana Semej, że Janka z powodu bolącej nogi nie może pracować, jak mi opowiadała czołgała się do Irtyszu, zostały z powrotem odwiezione do baraków w Żana Semej.
I jeszcze ze wspomnień z zsyłki. Nieopodal ziemianki stały krzyże na pagórku. Jakby symbol ich cierpienia w tych czasach.
Dzięki układom politycznym generałów Sikorskiego i Andersa, zesłańcy zyskali wolność. Młodzież wyjechała do wojska, Jasio z nimi. Janka z Ewą później ostatnim transportem opuściły Kazachstan. Koszmarne dwa lata o głodzie i chłodzie, w okropnych warunkach życia codziennego, wśród robactwa. Ale tułaczka trwała dalej. Następnym etapem był Teheran. Po dwóch latach w Teheranie Janka z Ewą przeżyły 2 lata w Ugandzie. Jasia z nimi nie było, bo jeszcze przed nimi wyjechał z Kazachstanu i ostatecznie osiedlił się z Angielką i zamieszkał w Nottingham.
Po długiej tułaczce, pobycie w Ugandzie w osiedlu "Koja" Janka z Ewą przyjechały do nas do Krakowa".
(Tekst przekazany dla Muzeum przez Jolantę Tacakiewicz).
mk.