„Przyjaciel całego świata” – tak Kasprowicza określił Makuszyński we wspomnieniu drukowanym na łamach pisma „Zakopane” w roku 1938 (nr 6). 31 lipca roku 2023, czyli wczoraj, obchodziliśmy 70. rocznicę śmierci autora „Koziołka Matołka”, dziś przypada 97. rocznica śmierci autora „Księgi ubogich”. „Onorate altissimo, altissimo poeta!” („Cześć największemu, największemu poecie!”) – pisał o Kasprowiczu Makuszyński – „Wielki, jasny i promienisty, dusza taka czysta, jak woda Dunajca, człowiek cichy i skromny, jak dziecko, jakby tym zażenowany, że jest tak wielki, przyjaciel wiemy, kompan, że drugiego takiego na świecie nie ma, człowiek bez żółci i wątroby, Olimpijczyk co w życiu okazuje doświadczenie czteroletniego chłopca, furiat pracy, olbrzym ducha, prostaczek, który skłamać by nie umiał, gdyby o życie chodziło”. Literaci poznali się we Lwowie, Kasprowicz jako redaktor pomógł młodemu Kornelowi w debiucie na łamach „Tygodnika Słowa Polskiego” (w dodatku literackim do „Słowa Polskiego”). Tak autor „Koziołka Matołka” wspomina pierwsze spotkanie z Kasprowiczem, które odbyło się, gdy jeszcze jako świeżo upieczony maturzysta zgłosił się po odbiór honorarium za druk dwóch sonetów: „Lew poezji jest – widać – dobry jak dziecko. Pogadał ze mną, wypytywał, pochwalił, zachęcił. Podał mi rękę i serdecznym głosem pożegnał”. To pierwsze spotkanie stało się początkiem długoletniej przyjaźni między pisarzami. Już w 1903 dzięki poparciu Kasprowicza Makuszyński został sekretarzem i recenzentem teatralnym „Słowa Polskiego”, mógł obserwować swojego mistrza przy pracy, nieraz spędzał z nim chwile wytchnienia i towarzyskich zabaw w kawiarni Schneidera czy kawiarni Szwema, gdzie ochoczo dołączał się do partii brydża czy gry w domino… W brydża jednak grał Kasprowicz – wbrew temu, co sam o sobie myślał – dość słabo, a o czym Makuszyński pisze w swoich „Listach zebranych”. Przytoczmy tu w całości anegdotę o Kasprowiczu-brydżyście: „Otóż skromne twierdzenie, że Kasprowicz potrafił kogokolwiek na świecie ograć, jest pustą przechwałką. Należy bowiem zdradzić, że Kasprowicza, najskromniejszego wśród wielkich, rozpiera duma niesłychana, kiedy mniema, że wybornie gra w bridża. Powiedz mu to, to choć obrazić się nie umie, ale się jednak obrazi. To jest pięta boskiego Achilla. W rzeczywistości dziecko czteroletnie bez najmniejszego wysiłku ogra Kasprowicza w karty, zaś Kasprowicz w brydża grający jest to widok godny najweselszych bogów. Świat może się walić — jego to w tej chwili nie obchodzi, tak to celebruje; czupryną potrząsa, brwi marszczy, straszliwie groźnie okiem błyska, Jowiszowe czoło mu się chmurzy. Ha! Myślałbyś, że ten człowiek gra w tryszaka z diabłem o duszę, albo o Harendę. Dziesięć razy każdej karty dotknie, dziesięć razy ją obróci — na wroga zażarty — wzrokiem chmurnym a zwycięskim po obecnych potoczy i wreszcie, jak król, co koronę z patosem ciska, tak on ciska damę karową — najgorzej w świecie.
— Aj! — krzyczy partner z rozpaczy.
— Co? co? — woła poeta — Ach, prawda, chciałem inaczej, tylko mi sama wyskoczyła. Oczywiście! Naturalnie!
I płakać się chce temu potężnemu brydżyście. Każdy się uśmiecha z rozrzewnieniem, aby mu nie uczynić przykrości. A za chwilę poeta znów groźnie okiem toczy i śmierć zapowiada wrogom, i tak akuratnie zagra, że boki zrywać.
O, słodki, najmilszy człowieku”
Jan Kasprowicz w karykaturze Kazimierza Sichulskiego. Fotografia ze zbiorów na Harendzie.